Scenariusz poobiedni przewiduje jeszcze kawę i deser. Mamy korzenny piernik, który przyjechał z nami i słodką pamiątkę ze Szczuczyna – orzeszki z kremem czekoladowym. Och! Jak dobrze pamiętam ten rarytas z czasów dzieciństwa. Pamiętam także, że maszynkę do wypiekania ciasteczek w formie orzeszków pożyczało się od sąsiadki.

Ela
Mimi ja też pamiętam orzeszki,ale u mnie w domu ich nie wypiekaliśmy. Moja mama piekła grzybki,czyli ciastka w formie grzybów z masą w kapeluszu, nawet tworzyła ” omszałą ” nóżkę😘pozdrawiam Cię najserdeczniej….
admin
Czułam, że je pamiętasz 🙂
A grzybki były urocze. My ich nie piekliśmy, ale sąsiadka już tak.
Myślę, że te grzybki to nam miały przypominały potęgę grzybów leśnych 😉
Ach, te grzybki!