Tag: folkPage 1 of 46
Maroko lubię za babouche marocaine. Bałkany za opanci.
Vevčani to niewielkie miasteczko położone na stokach malowniczych gór. Zachwyca nas kamiennymi domami i przepyszną kuchnią (podobno najbardziej tradycyjną w całej Macedonii). Próbujemy kilku lokalnych specjałów między innymi vevčanski…
Macedońska wieś wzrusza i zachwyca. I z całą pewnością dostarcza nam wielu niezapomnianych wrażeń. Wszystko wygląda inaczej. No może kury są podobne jak u nas, ale też nie wszystkie.
Ania miała wolne, więc poszła na grzyby. Pamiętała, że bardzo lubię kanie, więc podarowała mi koszyczek białych kapeluszy. Życie bywa jak bajka. Czubajka.
Minęło pół roku. I znów czuję to samo… dokładnie to samo, że to był bardzo długi i bardzo pracowity, ale jednak niespieszny i cudowny czas. Słowem: pół roku…
Z wizytą u sufich, czyli w klasztorze derwiszów „tekija” w Blagaj byliśmy zupełnie sami. Stąpaliśmy boso po miękkich kwietnych dywanach. To było wręcz mistyczne doznanie.
To, co nas fascynuje w Bośni ma swoje korzenie jeszcze w czasach osmańskich. Niektóre miejsca bardzo przypominają nam wieloletnie podróże do Maroka. Choćby ten pokój z drewnianym rzeźbionym sufitem…
Było dość wcześnie i poranny chłód jeszcze nie odszedł. Drzewa przy rzecze ginęły w soczystej zieleni. Zapach kawy szybko wypełnił dolinę.
Ręce snycerza jak zawsze czymś zajęte. Tworzy on rzeczy przepiękne.
A po godzinach… No ja idę do Bosej, która zaplata warkocze.
Nowy dzień zaczynamy przy wtórze giterny i instrumentów dawnych. A to wszystko dzięki wielkiemu talentowi Dobromira (Dobro).
Szybko złapałam za aparat, aby z ułamka chwili uczynić coś nieprzemijającego. Kilka dni później zdjęcie „wędruje” na plakat wydarzenia „Lato Leśnych Ludzi”.
Krok w krok. Ku innej rzeczywistości. Ku wolności od znanego.
Dokładny pomiar, tak aby wystarczyło na męskie giezło i suknię dla mnie.
Pismo runiczne Słowian i “owocna” część roku, czyli lato.
Viktoria z wielkim oddaniem i zaangażowaniem rozwija belkę lnu. Jej ruchy płynnie wtapiają się w otoczenie, dając radość i wolność chwili.
Patrzę na tych dwoje przy pracy. Ramię w ramię. Len w len.
Załomotało jedno płótno w porannym wietrze. Kramy zamknięte. Wolin jeszcze śpi…
Nie ma lepszej przyprawy niż ogień.
Jeśli chcesz pić dobrą kawę w podróży, musisz mieć swoją kawę.
Kosz chleba z dobrą wolą. Z miłością moją.
A po sąsiedzku obfitość naturalnie barwionej wełny, która aż puszy się w dużym koszu.
Jakże cieszy mnie ten widok. Taka obfitość jest naprawdę dobra, prawdziwa i uczciwa.
Bo przecież każdy ma zasoby, jakieś talenty, z którymi może się dzielić. Oto czwórka szczęśliwców, którym przypadło po placku na głowę.
Moje reko butki. Szyte na miarę przez znajomego skórnika. Wzorowane na znalezisku z Opola, czyli opolanki dla Słowianki.
…i za chlebem. I tak oto chwyciliśmy szczęście ciepłem swoim rąk. I zaczęło się darzyć.
Jerry i sprawa sznurka. Zresztą bardzo ważna.
Zaspakajaliśmy pragnienie wodą z ziołami i kwasem chlebowym, a głód zbożem, czyli chlebem. Kurz już opadł, po jakże pięknym i intensywnych dniach. Dzień Chleba przechodzi do historii.
Jeden koszyk i około 8 kilogramów chleba.
Wieść gminna niesie, że jutro Dzień Chleba na skansenie w Wolinie. Niech się szczęści nam wszystkim. Niech chleba nigdy i nikomu nie zabraknie. Niech się DAR-rzy!
Raz, dwa, trzy zamawiam – moje z lewej!