Tag: slowfoodPage 2 of 23
Sprzedawczyni chleba z pełnym koszem pieczywa.
Kołacz na stole i łupinka na wodzie.
Formowanie okrągłych chlebków to czynność bardzo relaksująca.
Szybko złapałam za aparat, aby z ułamka chwili uczynić coś nieprzemijającego. Kilka dni później zdjęcie „wędruje” na plakat wydarzenia „Lato Leśnych Ludzi”.
Lepinje tak gorące, że nawet spód koszyka jest ciepły. RADość – ogromna.
Piekarze nie gęsi, swój piec mają i słowiańskie chlebki wypiekają.
Nie ma lepszej przyprawy niż ogień.
Każdy karmił drugiego, nie tylko siebie. I wszyscy się najedli…
W takich miejscach rozkładanie sprzętu kawowego jest bardzo ekscytujące. Jest także zapowiedzią pysznej i gorącej kawy.
Mangold, chrzan, szczypiorek czosnkowy. Wszystko jasne – będzie zielona tarta.
Kosz chleba z dobrą wolą. Z miłością moją.
Jakże cieszy mnie ten widok. Taka obfitość jest naprawdę dobra, prawdziwa i uczciwa.
…i za chlebem. I tak oto chwyciliśmy szczęście ciepłem swoim rąk. I zaczęło się darzyć.
Zaspakajaliśmy pragnienie wodą z ziołami i kwasem chlebowym, a głód zbożem, czyli chlebem. Kurz już opadł, po jakże pięknym i intensywnych dniach. Dzień Chleba przechodzi do historii.
Jeden koszyk i około 8 kilogramów chleba.
Wieść gminna niesie, że jutro Dzień Chleba na skansenie w Wolinie. Niech się szczęści nam wszystkim. Niech chleba nigdy i nikomu nie zabraknie. Niech się DAR-rzy!
Sławię ten chleb i to miejsce. Sława!
Wypieków nie było końca. Każdy chciał spróbować chlebka pasterskiego z pieca chlebowego. Ale wobec naszego trudu, pojawiło się kolejne piękne doświadczenie. I teraz ta mocna i dobra energia będzie…
Zanim ruszymy w miasto, zanim znajdziemy kawiarnię, w której moglibyśmy przesiedzieć pół życia, zaparzymy porządną dżezwę (cezve) na tarasie naszego wakacyjnego domu.
Czyli pokora, prostota i natura.
Piernik (prianik) dla dawnych Słowian był świętym ciastem o wielkiej mocy.
Ludzie ognia muszą mieć piec chlebowy w centralnym punkcie domu.
Powiedzieć o tej pizzy, że była smaczna i dobra to zdecydowanie za mało. Była wyśmienita!
Pomidory San Marzano, mozzarella di bufala i mój najlepszy pod słońcem piekarz – pizzaiolo.
W miedzianym garnuszku jajka do żurku. Nie są malowane ani sztucznie barwione. To kury araukany znoszą takie piękne jajka.
RADości i miłości. Niech się Wam DARzy i pięknie świętuje. Niech Wam niczego nie brakuje. Wszystko dookoła budzi się do życia, więc radujmy się z tego. Tak się…
Ta pizza pobiła wszystkie pizze jakie jadłam do tej pory (nawet te w Italii!) i to jest powód do dumy. PS Zorki dostał medal!
Dokładnie 8. marca z tradycyjnego pieca chlebowego wyszła pierwsza pizza „margeritta”.
Rano nastawiłam mleko na kwaśne. Za dwa dni będzie już zsiadłe. Po lekkim schłodzeniu da się kroić. Piękna sprawa, bo to zupełnie nieprzetworzony produkt. Po prostu żywy!
Dyndający nad ogniem kociołek to jest radość i oczywiście zapowiedź uczty.