Tag: WęgryPage 3 of 5
Nie ma wina nad węgrzyna!
Miedziany tygielek. Zawsze z nami, więc niezgorszy z niego podróżnik. Serwuję kawę, która ożywia umysł i rozpala serce.
Stół żyje swoim życiem… Poniekąd to także najważniejszy mebel w „naszym” wakacyjnym domu.
Węgierskie domy są bardzo charakterystyczne. Niskie, spójne, skromne i piękne. Węgierska prowincja urzeka mnie niezmiennie i nic tego nie zmieni. Jestem stała w uczuciach.
Kusząca kiść winogron i barwy wczesnej jesieni.
Moja węgierska magdalenka. Mam już przepis, więc trzeba będzie poczynić to cudo.
Muszę przyznać, że uwielbiam dom, który ponownie wynajęliśmy. Tak w ogóle, i w szczególe i pod każdym innym względem. I wiem, że jeszcze tu wrócimy…
Polowej kuchni ciąg dalszy. Dziś berło kuchenne przejmuje Karolina. My tylko towarzyszymy i patrzymy jak na ogniu smażą się placuszki z kalafiora. Pyszna sprawa!
Wciąż odnoszę wrażenie, także w tej pięknej chwili, że panuje tutaj klimat sprzyjający. Słońce, szklaneczka wina i dobry chleb.
Jest iście węgiersko. Zorki nawleka kolejny sznur papryczek czereśniowych. Zaś w powietrzu unosi się zapach smażonej cebuli, którą suto posypałam mieloną papryką (èdes).
Leczo wjechało na stół prosto z węgierskiego kotła. Danie z przytupem, na poważnie, bez przepisu na skróty. Syte, treściwe i z dokładką.
Zaglądam przed duże okno. Właśnie Karolina umaja stół do kolacji. Raźnie i ochoczo komponuje małe bukieciki z szałwii i dzikiej róży. PS Dwa dni później zjedliśmy szałwię z…
Budowę naszej piwniczki (ziemianki) planujemy oprzeć na madziarskim stylu.
Żaden dzień się nie powtórzy. Żaden! Chwytaj momenty i zapamiętuj chwile. Smaki, zapachy, wygląd, uczucia.
Południe. Bliki słońca na stole. Jest tak ciepło, jakby jeszcze lato było. A winogrona mogę nawet zagryzać papryką (uśmiech).
W oczekiwaniu na pörkölt, leczo, faszerowane papryki? Pod białą ścianą na zielonej ławeczce.
Kolejny sznur papryki suszy się na słońcu. Tym razem czereśniowej. Owoce tej węgierskiej odmiany są kuliste i cudownie pachnące. I co ciekawe (wbrew przyjętej opinii) – rzadko są ostre….
W Kraju Zadunajskim bywamy często, ale na tyle rzadko, że wciąż nam mało. Chwilo trwaj!
Flagowe danie kuchni węgierskiej, czyli leczo. Zdjęcie poruszone, gdyż kocioł bulgotał radośnie i żywiołowo. Kroimy świeży chleb (házi kenyér) i zasiadamy do węgierskiej uczy. Oczywiście pod węgierskim niebem.
Słuszna porcja paprykowej kiełbasy (lecso kolbasz). Kocioł już dymi i nabiera mocy. My zaś nabieramy coraz większego apetytu.
Nie sądziłam, że na tagu w Fonyód uda nam się upolować stary hak masarski. Długo takiego szukaliśmy, więc decyzja kupna była jasna i szybka.
Kiedyś biegałam zamiast chodzić. Dziś spaceruję. Krok za krokiem doświadczam piękna.
Myślę czule o domostwie, siedlisku, z którego pochodzi ta papryka.
W otwartym na ogród salonie znajduje się stary i tradycyjny kominek, który pod wieczór „zasyczy sykiem smolnych szczap” – śpiewał Kabaret Starszych Panów.
To już tradycja, że do kawy mamy kakaós csiga, czyli kakaowego ślimaczka. Csiga (czyt. czigo) znaczy „ślimak”, stąd kształt piekarniczej bułeczki.
Przerwa kawowa. Niby życie płynie swoim rytmem, ale czasem jednak naszym.
Pierwszy bukiecik papryczek chili kupuję na małym tagu w Balatonboglar. Więcej planuję kupić podczas wielkiego targu w Fonyód.
Ciemne wręcz nawet granatowoczarne. Okrągłe, niezbyt słodkie, ale bogate w smaki. Cudowna odmiana winorośli uprawiana na Węgrzech. Taki jest kekfrankos, czyli niebieski francuz lub po prostu frankovka.
Pierwsza kawa. Jak zawsze około godziny 11:00. Lekko 18 stopni w cieniu. Tutaj tak pięknie i z wolna kończy się lato…
Pierwsze gotowanie i pierwsze zadymianie okolicy. W wielkim kotle gotuje się bogracz – tradycyjne danie węgierskie.
Mam węgierskie papryki, przecier, kiełbasę i boczek, więc robię klasyczne węgierskie danie, które za każdym razem przypomina mi naszych braci Madziarów.